poniedziałek, 20 listopada 2023

Rozprawa o oknie

Kiedy obudził mnie dźwięk niosący się z sąsiedniego mieszkania było tuż przed wschodem słońca. Jest sobota rano a z ulicy słychać tylko pojedyncze samochody służb umieszczających biało-czerwone flagi na blokach. Matka uchyla cicho drzwi do (kiedyś) naszego pokoju i pyta, czy wolimy jeszcze spać czy chcemy zjeść śniadanie. Zza jej pleców wyłania się ogromne, palące słońce wpadające do mieszkania od drugiej strony bloku. Po osiągnięciu pewnego wieku, wiem to już również ja, wstanie z samego rana, szczególnie w dzień bez obowiązków, sprawia człowiekowi ogromną przyjemność. Cztery miesiące temu skończyłam 25 lat i codziennie zwracałam uwagę na zmiany w moim zachowaniu i odbiorze świata. Teresa, moja starsza siostra, która leżała teraz obok mnie w identycznym komplecie pościeli w serduszka, zawsze powtarza, że to dlatego bo mój mózg się w końcu rozwinął i biologicznie stałam się dorosła. W naszym pokoju nadal jest niebiesko i chłodno i już myślę o dusznym salonie w którym o tej godzinie nie można wytrzymać z gorąca. Z tego pokoju można oglądać szerokie podwórko, a kiedy otworzymy okno na oścież słychać będzie wszystkie rozmowy sąsiadek i ludzi przechodzących się szerokim, betonowym chodnikiem.

Matka, ubrana w niebieski szlafrok nadal stoi w drzwiach pokoju. Dochodzą nas odgłosy szykującego się do rozpoczęcia dnia ojca co w człowieku pobudza nieopisaną chęć do bycia pierwszym do skorzystania z łazienki. Pierwsza wychodzę z łóżka i idę prosto do łazienki, w korytarzu pokrytym boazerią czuję przeraźliwe zimno kafelków podłogowych. Pod drzwiami wejściowymi leży stary, rudawo-brązowy pies, który na mój widok zaczyna machać ogonem ale nie opuszcza swojego chłodnego miejsca odpoczynku. Zamykam drzwi na zamek.

Przez ostatnie kilka lat mieszkam sama, nie mam więc wyuczonego odruchu zamykania drzwi do łazienki, nikt i tak nie chce do niej wejść. Łazienka rodziców jest mała, nie można w niej zrobić więcej niż jednego kroku przed siebie i jednego w prawo. Nigdy nie mogę się przestać dziwić różnicom temperatur przedmiotów i przestrzeni w całym mieszkaniu moich rodziców. Deska toalety jest zimna, w pierwszym dotyku piecze skórę na udach ale w łazience jest jednocześnie duszno i wilgotno. Wchodzę do małego prysznica za którym ledwo zamykam drzwi, woda leci lodowata, potem gorąca, potem odpowiednio letnia ale z deszczownicy zaczyna wykapywać zebrana w niej przez noc przeraźliwie zimna woda. Nadal utrzymuję tezę, że przez aurę obcości człowiek nie jest w stanie odpowiednio porządnie umyć się poza swoją własną łazienką. Nieważne, czy użyjesz tego samego szamponu zmierzysz temperaturę termometrem, coś zawsze okazuje się niedomyte. Może to kwestia twardości wody? A może to kwestia ciśnienia, może kwestia mojego nastawienia i tego, ze zakładam niedomycie w cudzym prysznicu. Przecież sama wielokrotnie zmieniałam mieszkania i jedynie ich wartość symboliczna (czyli ja jako właścicielka) stanowiła o tym, ze dobrze się mi w nich myje.

Do drzwi puka Teresa, ona zawsze musi wejść do łazienki wtedy kiedy Ty. Stoi pod drzwiami i pokrzykuje, ze musi koniecznie skorzystać z łazienki i żebym otworzyła zamek. Nie będzie to przesada, jezeli powiem, ze przez całe życie nie spędziłam w tym domu więcej niż pięć minut sama, w spokoju. Nienawidziłam kiedy wchodziła do łazienki i korzystała z niej jak ciągle tam byłam. Pamietam jednak okres w naszym dzieciństwie, kiedy zawsze chodziliśmy do łazienki razem. Przed remontem stała tam malutka wanna, na której brzegu jedna siadała i czekała aż druga zrobi to co, co ma do zrobienia.. Nasze pochody urwały się w momencie, kiedy oburzyło to nasza mamę i zakazała nam chodzenia razem w celu oddawania odchodów.

Powiesiłam brązowy ręcznik frotte na drzwiach do pokoju, przysłaniając jedno z trzech okienek. Okienka te rownież wprowadzały mnie w wielka frustracje. W mieszkaniu ciężko było zostać samemu a kiedy udawało się to chociaż w pokoju odnosiło się wrażenie, że i tak jest się na widoku przez te mleczne szyby. Teraz nie miało to znaczenia.

W salonie było już bardzo gorąco, słońce przedzierało się przez beżowe rolety do środka. Stara klepka przyklejała się do stóp, czuć było zapach naszego starego psa. Mowie matce, że otworze okno, ona na to, ze otworzy w kuchni i żebym otworzyła balkon w drugim pokoju to tak nie będzie przeciągu. Bez słowa robię to, co mówi, chociaż wiem, ze będzie to męczące dla wszystkich. Ojciec wychodzi z trzeciego pokoju, widać jego poważną twarz z granatowymi oczami i głębokimi zmarszczkami. Stary pies od razu nabiera chęci do życia i podbiega do ojca. On siada na kanapie, pies spokojnie czeka az odpowiednio ułoży poduszki i wskakuje mu na kolana. Wesoło macha ogonem i mocno sapie, w pokoju jest duszno i jasno. Ojciec prosi mnie, żeby otworzyć okno na co matka bez słowa zamyka drzwi do kuchni i włącza sokowirówkę. Mówię mu, ze matka nie chce przeciągu. Zgania psa z kolan i wchodzi do kuchni zagaduje, że czy on mogłby inaczej zaaranżować wentylacje w domu i czy będzie jej to przeszkadzać, ona na to, żeby zrobił tak jak mu wygodnie bo ona i tak zaraz wychodzi.

W mieszkaniu jest jednocześnie cicho i głośno - sokowirówka już nie pożera kolejnych grejpfrutów, między nami zapada cisza, ale zwiększa się głośność hałasu z zewnątrz. Dzieci sąsiadów włączają telewizor, a nasze mieszkanie wypełniają się dźwiękami ich kłótni o wybór kanału. Na ulicy pojawia się coraz więcej samochodów, które słychać przez rozszczelnione okno. Okna nie można otworzyć na oścież, bo będzie przeciąg. Siadam na stołku na końcu parapetu i podwijam roletę do połowy okna. Muszę przymknąć oczy, zanim przyzwyczają się do uderzającej jasności.

Matka pyta, jakie chcę jajka i czy mogę zrobić je sobie sama, bo nie wie, czy ona potrafi zrobić takie jajka, jakie chcę, i że musi już zaraz iść, ale pokroiła pomidory. Mówię, że zrobię jajka, i że jak wróci, pójdziemy dokupić resztę warzyw. Ojciec przechadza się po całym mieszkaniu, w poszukiwaniu czegoś, czego nie umie określić, po to, żeby w końcu usiąść w ciemnym pokoju przed komputerem. Pies wraca na swoje miejsce w przedpokoju, a Teresa wyłącza wodę pod prysznicem. Ja podglądam sąsiadki i myślę o tym, jak na tym stołku, lata wcześniej malowałam paznokcie na niebiesko, a ojciec narzekał, żebym nie robiła tego w domu, bo mu śmierdzi. Kilka lat później oglądałam przy tym oknie nadchodzącą burzę i wypatrywałam, jak moja koleżanka z wieżowca idzie swoim podskakującym krokiem na autobus. Jeszcze tego nie wiem, ale tego samego lata, kiedy to piszę babcia zapyta mnie, czy kupiłam rajstopy pod sukienkę na wesele moich przyjaciół, a ja jej powiem, że kupiłam, nie spodziewając się, że poczeka aż do wyjścia.

Myślę, że mogłam mieć z 12 lat, kiedy na chodniku zaczęły pojawiać się pierwsze krople deszczu, a w drzewach zaszalał niespokojny wiatr. Wtedy przypomniałam sobie, że na balkonie wisi pranie. Półmokre bluzki i ręczniki unosiły się i oplatywały moją twarz. W tamtym momencie czułam, że żyję, że to jest mój ulubiony moment z całego mojego życia. Za każdym razem, kiedy zbliża się burza, i w ostatniej chwili zdejmuję pranie, wspominam tamten dzień. Po pewnym czasie dowiedziałam się, że nie muszę szukać wymówki na przeżycie pierwszych chwil burzy na zewnątrz i zaczęłam wychodzić na balkon za każdym razem, kiedy czułam, że się zbliża. Potem odkryłam, że mogę wyjść na spacer, i kiedy tylko miałam okazję, wychodziłam na spacer w letniej burzy. Włosy przyklejały mi się do twarzy, a krople ściekały po ramionach. Co ciekawe, wszystkim kobietom na filmach włosy mokną od uszu w dół, ale po moich spacerach dowiedziałam się, że tak wcale nie jest. Moje włosy i włosy innych kobiet na świecie mokną, tak jak wszystkie inne rzeczy, od czubka w dół. Ewidentnie nie zawsze jest to widok apetyczny, więc nie mogłam dziwić się, że reżyserowie decydują się na zabieg od ucha do obojczyka (wtedy kobieta wygląda seksownie), lub o absolutnym zmoczeniu swojej bohaterki (wtedy wygląda bezbronnie i zrozpaczenie).

Można też byłoby pomyśleć, że reżyserowie znają spacery w deszczu jedynie z filmów innych reżyserów, a oni żyli tylko na podstawie swoich wyobrażeń i generalnie nikt nigdy nie próbował przedstawić prawdy. Ale jak powiedział to kiedyś wykładowca z filmu, ja zawsze oczekuję, żeby film przedstawiał rzeczywistość, a to nie jest jego rola (to nie rentgen). O rentgenie nie powiedział, byłoby mi wtedy okropnie przykro, ale muszę przyznać mu rację, że film to nie zbiór faktów.

Sąsiadka gasi papierosa o balustradę i wrzuca go do popielniczki, kobieta blond odchodzi w drugą stronę. Wstaję i uchylam drzwi do pokoju Ojca, pytam się go, czy chciałby się napić czegoś ciepłego, że mogę też mu zrobić mrożoną kawę, że mu posmakuje. Ojciec mówi, że chętnie i wraca wzrokiem do ekranu. Pytam, "Tato, będziesz tu siedział cały poranek?" a on wstydliwie blokuje komputer i wstaje ze skórzanego fotela. Idzie za mną do kuchni i opowiada mi o tym, że kawę mogę zrobić w jego nowym ekspresie do kawy, że trzeba go włączyć do prądu, nalać wody i włożyć kapsułkę. Żeby włączyć ekspres, trzeba przenieść go na inną szafkę, z której trzeba zabrać garnek, odłączyć od jedynego gniazdka czajnik i dopiero można go uruchomić. Ojciec uśmiecha się, kiedy opowiadam mu o różnych sposobach przygotowania mrożonej kawy, którą na pewno widział w internecie, i że wiem, że to będzie w jego smaku. Nie chce jednak być w kuchni za długo, ucieka na kanapę i zamyka za sobą drzwi, żeby mnie nie przewiało. Matka żegna się i mówi, że jak wróci, żebyśmy były gotowe, to pojedziemy. Kiedy wychodzi, otwieram okno w dużym pokoju na oścież i oglądam powiewającą firankę. Słońce zaszło za chmurami, moje włosy są już prawie suche. Zastanawiam się, czy dzisiaj będzie padać, może znów przyjdzie burza?

Napisane na w trakcie 3 godzinnych zajęć + dodatkowe poprawki + skrót pod bloga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz